Pathfinder kingmaker recenzja

Nasze kolejne wyprawy z dobraną drużyną staną się nie gwoździem programu, a jedną z licznych, kluczowych działalności. Nie jest to gra idealna, ale do jego zalet można zaliczyć to, że nie stanowi jedynie powrotu do przeszłości w nowoczesnej oprawie. Podróżowanie z drużyną, wykonywanie questów oraz relacje z towarzyszami to zaledwie jeden z wielu istotnych elementów. Najlepiej o tym świadczy fakt, że startowa, długofalowa misja – odbicie siedziby pewnego problematycznego watażki – jest zaledwie prologiem.

Pathfinder: Kingmaker – recenzja

Całkiem pokaźnym, warto dodać, jako że przed pokonaniem niejakiego Stag Lorda i jego zakapiorów zwiedzimy wcale niemałą część mapy. Potem stajemy się faktycznymi władcami pewnego regionu. Grafika, choć w izometrycznych RPG nie jest specjalnie istotna, tutaj wypada dobrze – modele postaci całkiem wiernie odwzorowują ich portrety.

Zabrałem drużynę zadające duże obrażenia od kwasu i ognia (tylko kwasem można skutecznie zabijać trolle) i rozpocząłem szabrowanie podziemi. Za pomocą dyplomacji udało mi się przedostać bezpośrednio do środka twierdzy (audiencja o króla), więc nie musiałem przebijać się przez cały fort trolli. W środku zająłem się pozostałymi wrogami i poszło mi łatwiej niż łatwo. Jak po sznurku doszedłem do miejsca gdzie urzędował król trolli oraz kobold z którym łączy mnie pewna przeszłość.

Niezbyt łaskawe kości, czy coś jest nie tak z poziomem trudności? – recenzja Pathfinder: Kingmaker

Intrygi na polu politycznym z początku są ledwie przyprószone tradycyjnymi dla settingu „siłami wyższymi”, przeznaczeniem itd. Potem, jak można się wnet domyślić, proporcje się odwracają. I pisząc to nie chodzi mi o ograniczony micromanagement, wcale nie tak znowu trudny do znalezienia we współczesnych tytułach w tym gatunku. Zaraz po uroczystej ceremonii rozdania ziemi zostajemy wrzuceni w wir dworskich intryg. A technicznie rzecz biorąc, jeszcze w trakcie rzeczonego bankietu musimy podjąć pewne istotne decyzje, komu wstępnie sprzyjać lub nie. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po pojawieniu się we własnych włościach.

Trudna miłość do RPG

Więcej tu przygód i starć w małej skali, dziejących się w lasach, starych ruinach i miastach. To bardzo przyjemne skojarzenie w czasach, gdy wszystko musi być wielkie i widowiskowe. Choć i takie wydarzenia w którymś momencie też stają się naszym udziałem.

Na samym początku wybieramy klasę, rasę i płeć postaci, ustalamy jej współczynniki i zdolności. Trochę tego jest i można tworzyć mieszanki profesji oraz próbować odblokować jedną z klas specjalnych. Kingmaker został oparty na klasycznej kampanii do papierowej gry fabularnej Pathfinder.

Pathfinder kingmaker recenzja

Co rusz spotykamy się z mniej bądź bardziej irytujcym glitchem, wielokrotnie także w trakcie poruszania się po elementach interfejsu dochodzi do dziwnych „zwiech” zmuszających do cofnięcia się. Nie poradzono sobie również ze skrótami na padzie, przez co osoba przyzwyczajona do ogrywania tytułów tego gatunku na PC może poczuć się niemal jak w czołgu. O przydługim ładowaniu się save’ów już nawet nie ma co szerzej wspominać.

Każda z nich ma swoją historię i motywację, z niektórymi możemy nawet wdać się w romans. Moje serce szczególnie skradł pewien kapłan o płowych włosach, choć w porównaniu do innych gier wątki miłosne nie są tu szczególnie rozbudowane. Stanowią miły dodatek, momentami nieco przyspieszają bicie serca – ostatecznie jednak pozostaje uczucie niedosytu. Moje poszukiwania idealnego romansu trwają dalej. W trakcie przygód kierujemy maksymalnie sześcioosobową drużyną. Jak bogowie gatunku przykazali, kolejnych towarzyszy dołączamy po drodze.

Pathfinder: Kingmaker Definitive Edition – recenzja gry. By założyć miasto trzeba najpierw zabić smoka

Dobieranie doradców i zarządców poszczególnych sfer życia w krainie, polityczne intrygi czy naprawdę wysoko rozwinięta administracja. W grę wchodzi tworzenie nowych budynków, ustalanie traktatów, a nawet decydowanie o przeznaczeniu określonych miejsc po ich podbiciu. Tutaj zarówno Pillarsy, jak i Divinity nie dają nawet przedsmaku tego, co oferuje Pathfinder. Wykreowany przez Owlcat świat jest duży, a jego eksploracja pochłonie nas na dziesiątki godzin. Niestety podróż pomiędzy lokacjami zbyt często była dla mnie czystą mordęgą. Nasze postacie szybko się męczą, zmuszając nas do odpoczynku.

Zobaczmy zatem, jak prezentuje się port Pathfindera. Niestety muszę również ostrzec, że gra nie posiada polskiej lokalizacji, a do pełnego zrozumienia fabuły niezbędna będzie nieco lepsza znajomość języka angielskiego (lub PONS w pogotowiu). Sytuacje spotykające królestwo dzielimy na problemy oraz okazje. Oba rodzaje są opatrzone limitem czasowym, po którym wygasną. O ile przegapiona okazja nie ma większych konsekwencji, o tyle nierozwiązane problemy odbijają się negatywnie na statystykach naszych ziem. Dlatego zawsze powinny być one naszym priorytetem.

Wielka szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na pełne udźwiękowienie dialogów, ale byłoby to https://polska-casino.com/ kosztowne przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę ściany tekstu wyprodukowane przez scenarzystów. Niemniej głosy, które słyszymy, zostały – z małymi wyjątkami – całkiem porządnie dobrane. Ponownie brakuje tu pazura, ale też żaden z aktorów nie popsuł klimatu. Zwłaszcza jeśli stęskniliście się za odrobinę bardziej przyziemnymi klimatami, rodem z pierwszego Baldur’s Gate.